Witam Was wszystkich po krótkiej przerwie. Ostatnio byłem w Berlinie, a po powrocie miałem sporo pracy i zero czasu na pisanie bloga. I była jeszcze u mnie znajoma, a potem ja u znajomych, no i nic z pisania nie wyszło. Dziś jednak zapraszam na pyszny barszcz czerwony. Prosty przepis na wspaniały obiad, którym niejednej osobie zaimponujecie. No i przepis okraszony maleńką dawką humoru autora.
Podstawą naszego barszczu będą: zakwas, na który przepis znajdziecie tutaj: http://gotujacyfacet.blogspot.com/2013/10/zakwas-na-barszcz-czerwony.html oraz bulion warzywno-mięsny.
Aby przygotować pyszny bulion musimy przygotować sobie warzywa (seler, por, marchew, pietruszka, cebula), mięso (ja wybrałem korpus z kurczaka i szyję indyczą, żeby bulion miał jedynie taki delikatny mięsny smak i nie był za tłusty) oraz przyprawy (ziele angielskie, pieprz czarny w ziarnach, liście laurowe).
Najpierw na gazie przypalamy obraną i przekrojoną na pół cebulę. Taka lekko spalona cebulka doda przyjemnego smaku naszemu bulionowi. Powinno się to robić na fajerkach, ale gdzie teraz taką kuchnię znaleźć?
Następnie oczyszczamy pozostałe warzywa. Pamiętajmy, żeby nie przesadzić z ilością selera, żeby jego smak nie zdominował bulionu. Ponadto użyjcie jedynie zielonej części pora. Białą zostawcie sobie na surówkę z ogórkiem kiszonym.
Warzywa kroimy na kawałki, najlepiej na słupki. Potem łatwiej je będzie pociąć do sałatki warzywnej, którą możemy z nich zrobić gdy wyłowimy je z bulionu. Pora kroimy na co najmniej 4 części. Związujemy go dosyć ścisło nitką. Dzięki temu potem łatwiej nam będzie go usunąć z zupy. Pora już oczywiście nie dodajemy do sałatki, cebuli spalonej też nie.
Pokrojone warzywa przekładamy do dużego garnka (jak na moje warunki to jest wielki).
Mięso porządnie myjemy i odcinamy zbędne farfocle. Nie lubię jak potem mi gdzieś pływają. Przyznam się, że nie lubię tej czynności, trochę się brzydzę takiego surowego mięsa, szczególnie w takiej postaci. Co innego pierś z kurczaka czy pręga wołowa, ale myć taki korpus? Masakra.
Teraz mięsiwo dokładamy do warzywek, pora wkładamy kurczakowi w ... korpus ;) Całość zalewamy wodą, dodajemy kilka liści laurowych, kilka ziaren pieprzu i ziela angielskiego. Całość gotujemy na wolnym ogniu!
Uwaga! Teraz będzie ważna informacja. Mięso zalewamy zimną wodą. A to dlatego, ze gdybyśmy zalali je gorąca to natychmiast pozamykałyby się wszystkie zewnętrzne naczynka i cały smak pozostałby w mięsie zamiast w bulionie. A tak, jak zalejemy je zimną to smaczek nawet tego tak wstrętnie wyglądającego mięsiwa spokojnie przejdzie do zupki. Mięso co prawda straci większość smaku, ale Wasz kot czy pies i tak będzie wdzięczny za obdarowanie go takim cudnym kąskiem. Co więcej, z takiego mięsa (jak jest go dużo) można po przemieleniu i dodaniu cebuli i przypraw zrobić naleśniki z mięskiem. I to wcale nie dla psa czy kota, ani nawet dla teściowej, ale dla siebie!
Następna, jeszcze ważniejsza informacja: bulion gotujemy przez minimum 3 godziny. Jeśli ktoś mi powie, że po godzinie gotowania mamy już gotowy wywar mięsno-warzywny będzie to oznaczało, że zamiast cebuli przypalił móżdżek, i to swój. Dajmy czas mięsu i warzywom na oddanie smaku, połączenie się, stworzenie nierozerwalnej więzi. Niech między sobą figlują, podskakują, ocierają się... Marchewka z szyją, por z selerem, seler z marchewką, a potem z cebula. A niech tam! Niech się dzieje! Jeden tylko warunek, wszystko musi się odbywać na wolnym ogniu!
Ufff, już po gotowaniu. Warzywa odcedzone, czekają już na kolejne ocieranki między sobą, tym razem w sałatce warzywnej. Dodam im trochę nowych kolegów, żeby miały urozmaicenie.
Mięso odcedzone, pójdzie dla kotka, który zamieszkał u moich rodziców w ogródku i ni cholery nie chce się zaprzyjaźnić, za to codziennie rano drze ryja i woła o żarcie. Małe to jeszcze ale charakterne bydlę.
Bulion przelałem do słoików, wyszło go równiutko 2 litry. No dobra, i jeszcze jeden mały łyczek dla autora tego cudu kulinarnego.
Jeden słoik poszedł do lodówki i będzie bazą dla zupy grochowej, drugi przelałem do mniejszego garnka dodałem zakwas, który sam wcześniej robiłem (przepis na moim blogu: http://gotujacyfacet.blogspot.com/2013/10/zakwas-na-barszcz-czerwony.html)
Dodałem jeszcze majeranku, troszkę soli, cukru i świeżo mielonego pieprzu, tak akurat do smaku.
Tak się zastanawiam... Polska chyba nie będzie nigdy krajem mlekiem i miodem płynącym. Na mleko są stawki, kwoty czy coś tam z UE, a miodu nie będzie bo pszczółki mają nas tam gdzie wszyscy inii. Czyli w odwłoku. Ale jest szansa, żeby nasza Ojczyzna stała się krajem barszczem czerwonym i ćwikłą płynącym. Wystarczy włączyć TV, wyjść na miasto, przejechać się metrem czy samochodem. Wszędzie dookoła tyle buraków. Nie to żebym się wywyższał. Ale jak widzę co się dookoła dzieje, to naprawdę zaczynam szukać rzeki barszczu czerwonego i stawu z ćwikłą. O kurczę, rozwinąłem się jak tak cebula przypalana na gazie. Wracam do przepisu.
No dobrze, barszcz podajemy albo z krokietem albo z uszkami albo z czym chcecie i w czym chcecie. Ja ugotowałem uszka, na które przepisu nie podam, bo nie jestem ich autorem.
I jak Wam się podoba taki przepis okraszony małą dawką humoru i ironii?
Czekam na Wasze komentarze!
Barszcz był pyszny! Smacznego!
Och Andrzejku, barszczyk okraszony dużą dawką humoru i ironii musi być pyszny.
OdpowiedzUsuńW zbliżającym się tygodniu u mnie nie będzie barszczu ( nie mam zakwasu) ale w kolejnym to na 1000%. bo w moim regionie jest rzeka, jezioro, strumienie barszczu...
Mówisz, że należy gotować go trzy godziny? To muszę go przyrządzić dzień wcześniej...
Ach, piszesz, że pozdrawiasz nas po krótkiej przerwie. Nie byłeś na blogu od 19 października i to jest krótko?
Zawiodłeś się na Belinie? Ja uważam, że to miasto dźwigów. Unter den Linden dalej jest prawie nieprzejezdna? Coby powiedzieli Warszawiacy na taką przebudowę ? Poruszanie się samochodem po mieście to prawdziwy koszmar... Dla mnie to był horror.
Ślę Ci moc pozdrowień.
Chyba od tego posta będę już tak pisał, z lekką nutką żartu i ironii. Lusiu, 3 godziny gotujemy bulionik, żeby nabrał smaku :) Co do Berlina... Powiem tylko tyle, że Warszawa nie ma się czego wstydzić, oczywiście poza komunikacja szynową i autostradami. Pod Lipami cały czas nieprzejezdna, lotnisko Berlin Brandenburg wciąż w powijakach, a miało być czynne już dawno temu. Jak widać nie tylko u nas są opóźnienia :) Najbardziej rozczarował mnie Charlottenburg. Budynek główny super ale te boczne wyglądają jak szpitale albo koszary. Ale ogólnie miasto jest OK :) Pozdrowienia!
UsuńO nie, napisałam długaśny komentarz i uleciał mi w kosmos...
OdpowiedzUsuńCo do Charlottenburg miałam podobne odczucia. Główny budynek jest wspaniale wyposażony. Boczne to typowe pruskie budownictwo.
Domyślam się, że oranżerie też były zamknięte. Byłam w czasie długiego weekendu majowego, ogrody w tym czasie wypełniały kwiaty cebulkowe, kwiaty, które uwielbiam.
Absolutnie, my nie mamy się czego wstydzić. Powiem więcej, mamy wspaniale utrzymane, zadbane wioski, miasta, miasteczka.... Nie mamy tylu autostrad...Na ścianie wschodniej drogi są wąskie ale dobrej jakości bez dziur...Gorzej sprawa wygląda ze ścianą zachodnia...Nasze muzea są wyposażone najnowszą technikę. Wiem, nie mamy obrazów z najwyższej półki za ileś milionów $ ale te które mamy są fantastycznie wyeksponowane...
Tych plusów jest mnóstwo tylko nasi dziennikarze i pewni polityce lubią wyolbrzymiać i taki obraz puszczać w świat ...
Serdecznie pozdrawiam:)
Zgadzam się z Tobą w pełni. nie mamy się czego wstydzić, tym bardziej, że przez tyle lat różni "goście" rozjeżdżali i okradali nasz kraj. Jeśli chodzi o polską sztukę to przecież mamy wspaniałych twórców, malarzy, plakaciarzy, rzeźbiarzy... Sądzę jedynie, że w czasie zaborów żadnemu z okupantów nie zależało na propagowaniu polskiej sztuki. Po wojnie kolei część się wybiła na powierzchnię, ale Zachód się wstydził, ze z takiego zadupia przyjechał a taki zdolny. A co do dziennikarzy czy polityków... Ech, lepiej nie mówić. Sztuka dziennikarstwa upadła w tym kraju wraz z pierwszym numerem Faktu czy Super Expresu. A polityka... Jeszcze gorzej. Przepychanki, prywata, kłamstwa, wybijanie się na krzywdzie innych (albo na trumnie brata). Masakra. najgorsze jest to, że nie mam na kogo głosować. Od lat idąc na wybory (a chodzę regularnie bo uważam to za mój obowiązek) głosuję zawsze na "mniejsze zło". Tylko czy ono faktycznie jest mniejsze? Sam już nie wiem. Człowiek głupi się rodzi i jeszcze głupszy umiera. Zwiedajmy zatem świat i patrzmy jak wszędzie jest pięknie, bo tego nikt nam ju nie zabierze! Pozdrowienia!
UsuńWitaj, muszę koniecznie spróbować Twojej receptury :) Barszcz wygląda przepysznie! Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuń